wróciłam a co
Nie ma to jak wyżyć się na blogu, do tego właśnie potrzebna mi była poprzednia notka, od razu poczułam się lepiej.Teraz wracamy do normalności i rzeczy codziennych. Tyle się wydarzyło, że nawet nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że po pierwsze po tym panu J. spotykałam się z dwoma facetami by móc o nim zapomnieć, jak można się domyślić, nie wyszło. Jednemu chodziło tylko o jedno (nie dostał tego i tak), a drugi no cóż, biedak się zakochał we mnie ale ja w nim nie, przez co stwierdziłam, że uczciwiej będzie skończyć znajomość. Miałam spore problemy z że tak to ujmę "pozbyciem się go", dobrze wiedziałam co on czuje, wiedząc że ja go nie kocham a on mnie nie tak. Na początku chciałam to załatwić ugodowo ale było jeszcze gorzej, więc za radą pewnej osoby zerwałam z nim wszelkie kontakty, nie odbierałam telefonów, nie odpisywałam na sms-y i pomogło. Kiedy już w końcu poczułam się wolna i swobodna, postanowiłam odezwać się do pana J. (pamiętacie go prawda?) z życzeniami urodzinowymi, przecież życzenia złożyć mogłam. Rozmawialiśmy oczywiście przez GG, od dłuższego czasu inaczej się nie da. Fajnie się rozmawiało do momentu gdy pan J. powiedział, że się żeni trzy dni po swoich urodzinach. Pogratulowałam oczywiście, nie przerywanie się uśmiechając do monitora, ale czułam się dziwnie. Nie nie zabolało mnie, chociaż pewnie powinno skoro nadal coś czuję do J. . Nadal pamiętam jak chodziłam do jego poprzedniej pracy, nie zapomniałam jego miny, oczu gdy na mnie patrzył jak wchodziłam. Tak nie patrzy się na kobietę, którą tylko się lubi i traktuje jak koleżankę. Nie traci się koncentracji w pracy na widok zwykłej koleżanki. Wiem jedno, jeśli z tą kobietą jest szczęśliwy niech tak będzie, życzę mu szczęścia. Jednak nie wiem czemu, ale co do jego ślubu mam mieszane uczucia.